Wybraliśmy się do hotelu na północ od Palmy. Po przyjeździe, wypakowaniu wszystkich toreb i walizek, recepcjonista oznajmił nam, że nie możemy do hotelu wejść z psem. Ręce mi opadły. Okazało się, że mają tylko jeden pokój do tego przeznaczony i trzeba wcześniej pytać o jego dostępność. To nic, że na booking.com hotel miał zaznaczoną opcję 'zwierzęta domowe są akceptowane’.
Zwrócili kasę, a my odjechaliśmy z kwitkiem. Szybko jednak znaleźliśmy inny hotel, parę minut drogi od tego pierwszego, w Santa Ponsa.
Hotelowa rutyna
Hotel był miłą odmianą, innym trybem. Oddany do użytku kilka tygodni wcześniej, nie miał prawie gości. Nowoczesny design, zupełnie inny klimat w porównaniu do wcześńiejszych domów. Był szybki Internet i brak komarów, więc dwa podstawowe wymogi spełnione.
Każdy dzień wyglądał podobnie i trochę zlały mi się w jedno tygodniowe doświadczenie – śniadanie, praca, lunch, praca, kolacja. Raz tylko pojechaliśmy do Santa Ponsa i raz wybraliśmy się na przejażdżkę rowerami elektrycznymi, ale nie ciągnęło nas jakoś szczególnie do zwiedzania. Chcieliśmy po prostu skorzystać z ładnej pogody.
Czas w hotelu przeleciał mi bardzo szybko, ale z perspektywy Santa Ponsa mogłem poskładać sobie moje wyobrażenie o Majorce jako potencjalnym miejscu do życia.
Majorkowe A, B i C
Moje wyobrażenie o Majorce podzieliłbym na trzy obszary. Wynajmując domy typu 'finca’ z dala od miast, w głębi lądu, doświadczyliśmy Majorkowego slow-life w wersji wiejskiej. Muszę przyznać, że mi akurat ten tryb za bardzo nie podszedł. Duży w tym udział miało to jak domy te były skonstruowane oraz ilość owadów różnej maści. Typowymi przedstawicielami tego gatunku były domy numer 1 i 3. Niestety w obu przypadkach komary cięły jak szalone. Dom numer 2 to była bardziej Willa – bliżej miasta i praktyczniej, ale w gruncie rzeczy na podobnym zadupiu.
W głębi lądu Majorka nie jest ciekawa. Określiłbym te rejony jako Majorkę C. Stara rozsypująca się zabudowa i wyludniałe miasteczka. Muszę jednak przyznać, że drogi są w bardzo dobrym stanie i przemieszczanie się jest przyjemne.
Majorka B to miejsca gdzie bywają turyści, czyli wszędzie przy brzegu. Z jednej strony Palma i okolice, z drugiej Alcudia, Polensa, Portcolom. Zdecydowanie więcej ludzi, dużo knajpek i niespieszny klimat portowy.
Majorka A to natomiast te miejsca, gdzie mieszkają bogaci ekspaci. Głównie na północ od Palmy – okolice Andratx, Santa Ponsa. Pewnie takich miejsc jest więcej, ale wszystkich nie odwiedziliśmy. Ogólnie dość blisko od brzegu, nie za daleko od Palmy i w cichej okolicy, zazwyczaj w terenie górzystym. Z tego typu miejsc największe wrażenie zarobiła na nas Santa Ponsa. Czuć, że jest to miejsce zamieszkałe w dużej mierze przez Niemców. Mają nawet kliniki prowadzone w języku niemieckim.
Na trop Majorki A można też łatwo wejść odwiedzając strony, które handlują domami premium. Oferta jest dość bogata, ale żeby tu coś kupić, trzeba wyskoczyć z około 3m EUR.
Prom
Zaczynamy podróż powrotną. W planach Barcelona, Dijon, Norymberga, na chwilę Szczecin i potem Warszawa.